wtorek, 24 kwietnia 2012

"Santorini"


Ponieważ histeria jest jakaś, krytyka i malkontenctwo ogólne, to się wpisać postanowiłam w te pędy, pomimo, że na suchoty galopujące umieram ja i moja ładniejsza połowa takoż.

A zatem Santorini – miejsce zachęca już od bramy. Jest błękit, kafeleczki, szmery, bajery czyli mówiąc krótko – fragment Grecji w Gdyni. Już gdy dzwoniłam, aby zaklepać miejsce dla 18 osób, pan przyjmujący rezerwację był przemiły. I obsługa pozostała przemiła nawet wówczas, gdy postanowiliśmy zrobić przemeblowanie. Ale dość już o tym, bo się był Jajebszon wystarczająco wyzewnętrznił w tym temacie.
Zatem przejdę do rzeczy, czyli potraw – boskich niczym grecka ambrozja i nektar. Zamówiłam sałatkę grecką, aby (wzorem mej mistrzyni Magdy Gie) sprawdzić prawdziwość fety i pozostałych składników. Plusem był brak sałaty i prawdziwa feta, zaś minusem – papryka czerwona w sałatce. (o zgrozo!).
Mojej (jak wyżej wspomniałam ładniejszej) połowie podjadłam przystawkę w postaci przepysznej zapiekaneczki z sera i pomidorków. Przepychota. Na drugie jadłam wegetariańską zapiekankę z warzyw – szalenie sycącą, z prawdziwą fetą. Obłędnie dobre.
Wystrój jest śliczny – błękity, drewno, ciepło i po grecku (chociaż w kraju tym nie byłam nigdy). Łazienka również ładna, wystrój w klimacie, ciepło. Ceny przystępne, co było miłym zaskoczeniem.
Zdjęć nie wkleję, gdyż nie robię ich z zasady. Restauracji „Santorini” z czystym sumieniem daję 10/10. I chętnie tam wrócę.

czwartek, 19 kwietnia 2012

2

"Santorini"

Obiecanki były, jak tylko jutro wstaniemy, to napiszemy recenzji po miliard stron i wrzucimy zdjęć i potem jeszcze napiszemy. Prawie tydzień minął, wyczekałem, żeby nie było, no i dupa kolejna nocia by moi.
Santorini w Gdyni, jako knajpa do recenzowanie, to pójście na łatwiznę, bo wszystko super, pięknie i w pyteczkę. Na obsłudze zaczynając, która nie miała problemu żadnego z tym, że zamiast zapowiedzianych osiemnastu osób przyszło trzynaście i se zaraz wymyśliły, że stolików za dużo i zróbmy globalne przemeblowanie lokalu, żeby wygodniej było. Raz, dwa i załatwione.
Jedzenie świetne, zupa cytrynowa, którą jadłem pierwszy raz w życiu, więc nie mam z czym porównać, ale z radości było klaskanie w łapki, takie to dobre.
na drugie sałatka Chalkidiki: ośmiornice, krewetki, małże, kapary, pomarańcza, ocet balsamiczny. Najcudniejsze były małże w muszlach- kolejne piski i klaskanie w łapki



Wystrój w temacie, muzyka w tle w temacie. Łazienka, ciepła, jasna miła i przyjemna i też w temacie.
Ceny przyzwoite, co było miłym zaskoczeniem, bo słyszałem, że drogo.
10/10- sami państwo widzą, że nuda i nie ma nawet jak pokrytykować. Telewizor właczony z meczem koszykówki wisiał, ale jakoś mi to zupełnie nie robiło.

sobota, 7 kwietnia 2012

1,5

"Piaskownica"

Strony internetowej brak. Sopot, Powstańców Warszawy 88
Wizyta niezależna od GLS superclub, ale ja już byłem, zjadłem, na blogasku nuda, to napiszę, nie. I kolorowe ryciny zamieszczę.
Super położenie, zaraz na plaży z cudnym widokiem, co w takim przypadku zupełnie normalne jest. Lokal drewniana, dość duża chata, takie niby góralskie coś. W środku jasno, bardzo fajnie jasno, bo duże okna pozwalające się cieszyć widokiem i dość przejrzyste zadaszenie. Wystrój w stylu sraczka, padaczka, a tu pierdolnę jeszcze aniołka, jest wszystko i jeszcze parę rzeczy. Nieładnie, za dużo, bez ładu i składu.
Ale przechodząc do klu programu, jeść.
a) zupa rybna:



Na oko nieźle nawet, ale potem zaczynają się ale. Tak se. Bardzo tłusta i taka dość bez smaku, co słabe jest, bo w mieście nadmorskim zupa rybna powinna zawsze, ale to zawsze urywać dupę razem z jajami, a w przypadku ich braku wargami. Powinna i już i nie ma żadnego usprawiedliwienia. Dobrze, że kawałków rybnych pływało sporo.

b) naleśniki ze szpinakiem



strasznie fajny jest ten ser na. osobiście dałbym inny niż wędzony, bo całość trochę gorzka, ale za sam fakt już idzie plus. Drugi plus za wielkość- się zapchałem, a wiadomo, że zeżreć mogę dużo. Plus trzeci idzie za sos chili, bo się okazało, że to dobry pomysł i niezłe połączenie smakowe (oczywiście złe ludzie i puryści by powiedzieli, że fefe, że sos ewidentnie z taotao, ale przymknijmy oko). Generalnie git.
Ceny: chyba trochę niższe niż średnia trójmiejska. Zupa 12 ziko, naleśniki 18.
Zimno w kiblu!
Pan za barem dziwny trochę.
Reasumując same naleśniki nie ratują i nie czynią. Może w sezonie jest lepiej, ale jako że ja nie turistas, to tylko 4/10.

wtorek, 3 kwietnia 2012

1'

Jako że, proszę państwa, nuda na blogasku, jak psi kutas, bo następne żarcie dopiero za dwa tygodnie, a poza mną i Matką Organizatorką nikt dupy nie ruszył, żeby walnąć recenzję, to w przerwie proszę bardzo tarta z papryką i cukinią z fotografią i przepisem. Robiłem ja, żeby nie było.



Ciasto:
200 g mąki
150 g masła (takie na oko 3/4 kostki)
szczypta soli
1/3 szklanki zimnej wody, masło też zimne ma być

Wrzucamy do miski sól, mąkę (piszą wszędzie, że mąkę wpierw przesiać, ale przesiewanie mąki jest dla mięczaków. Poza tym ciasto ma być kruche, a nie pulchne, więc przesiewanie tak z dupy nieco jest. Chyba że się boimy mola, wołka, albo innego robaka- ja się nie boję, ale jak już stoi wyżej, nie jestem mięczakiem), zimną wodę- mieszamy do uzyskania jednolitej masy (uwielbiam określenie jednolita masa- w życiu mi nie wyszłą). Następnie dorzucamy posiekane masło i zagniatamy jak najszybciej, jak najprędzej po raz kolejny na jednolitą masę. Formujemy kulę, zawijamy w folię aluminiową i na pół godziny do lodówki.

Farsz:
2 średnie papryki koloru dowolnego
1 cukinia
ząbek czosnku

Kroimy i podsmażamy, a następnie odstawiamy na później, tak. Żadna filozofia, c'nie, więc się nie będę rozwodził, jak Kasia Cichopek nad rozlanym mlekiem.

Zalewa? Polewa? Bóg jeden wie, jak to się, a nie chce mi się biegać po forach sprawdzać
20 dag żółtego sera
1 jajko
100 ml śmietany 30%
sól, pieprz

Ser trzemy na grubych oczkach, do dodajemy jajko całe, (znaczy środek, bez skorupki, tak) i śmietanę (resztę wypijamy, bo jest pyszna). Sól i pieprz- wiadomo, co.

I tak wychodzi powiedzmy, że te ciasto już pół godziny sobie postało. Wyciągamy, szybko i sprawnie rozprowadzamy w formie (wiecie też specjalnej do tarty okrągłej, z karbowanym brzegiem). Na brzegu wyżej. Nakłuwamy w kilku miejscach widelcem i wrzucamy do piekarnika nagrzanego coś około 150 st. na 25 minut (jak zapomnieliśmy nagrzać, bo nikt tego nie napisał wcześniej, to ciasto rozłożone na formie do lodówki, bo trzymanie go w zimnie to podstawa kruchości).

Po 25 min. wyjmujemy, plastry cukinii układamy na brzegu wokół, środek zasypujemy papryką i wszystko zalewamy masą serowo-śmietanowo-jajeczną (i zasmażką :D). I do piekarnika na następne 15-20 min.

Wyjmujemy, studzimy, opierdalamy, gdyż jest pyszne.

P.S. W czasie całego procesu wypierdalamy wciąż kota z kuchni, bo nas wkurwia i przeszkadza, przypominając mu kim była jego matka.
P.S. 1 Staramy się minimalizować obecność kociej sierści w tarcie
P.S. 2 do zalewki można dodać dowolną ilość i rodzaj przypraw, co widać na zdjęciu, gdzie w widoczne ciemne punkty zapieczone w masie to bazylia, a nie larwy i robaki uprzednio zmielone.